Mordechaj Canin
Wygląd
Mordechaj Canin (jid. מרדכי צאַנין Mordche Canin, hebr. מרדכי צאנין, właśc. Mordechaj Jeszaja Cukierman; 1906–2009) – polski dziennikarz, a następnie izraelski pisarz (tworzący w jidysz), językoznawca, leksykograf, publicysta.
Przez ruiny i zgliszcza
[edytuj](Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, tłum. Monika Adamczyk-Garbowska, Nisza, Warszawa 2018, ISBN 978-83-62795-81-9)
- Chcę zwrócić uwagę na charakterystyczny rys: Polacy nie lubią, kiedy o zagładzie Żydów i prześladowaniu Polaków mówi się jednym tchem. Czują się ofiarami prześladowań politycznych, Żydów zaś – ich zdaniem – Niemcy mordowali zwyczajnie, tak jak się tępi myszy. Były przypadki – opowiem o nich później – że Polacy nie pozwalali przyjmować Żydów kacetników do stowarzyszeń byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Uzasadniano to właśnie tym, że Polaków prześladowano z powodów politycznych, podczas gdy Żydów niszczono biologicznie, jako niższą rasę.
- Źródło: rozdz. W drodze do Białegostoku, s. 244.
- Chociaż to duże miasto, Żydzi Białegostoku posługiwali się wyłącznie językiem jidysz. Obca im była snobistyczna asymilacja i każda inna. Dla tutejszych Żydów nie istniała kwestia języka. To jidysz był językiem żydowskich tkaczy i żydowskiej inteligencji. Językiem ulicy i salonu, kawiarni i szkoły. Białostocki Żyd nie mógł się nadziwić, słysząc, że w innych dużych miastach w Polsce w pewnych żydowskich kręgach rozmawia się po polsku, a żydowski jest rzeczą wstydliwą. W Białymstoku nawet słońce świeciło po żydowsku…
- Źródło: rozdz. Białystok, s. 250.
- Zobacz też: asymilacja, Białystok
- Do Tarnowa dotarłem po odwiedzeniu miasteczek w okolicach Łomży i Białegostoku. Widziałem już samo dno piekła: doły Treblinki. Stałem więc przy pomniku poświęconym dwudziestu pięciu tysiącom tarnowskich świętych męczenników i już nic nie czułem.
Blejwajs, tarnowski działacz społeczny, który przeżył zagładę swojej gminy od początku do końca, stał obok mnie i nie rozumiał, dlaczego nie jestem poruszony tym, co mi opowiada. I jak tu wytłumaczyć komuś, że do kubka nie można nalać więcej niż do pełna? Więcej się nie zmieści.- Źródło: rozdz. Tarnów, s. 420.
- Zobacz też: Tarnów
- Jeździłem po ruinach i zgliszczach stu zgładzonych gmin żydowskich w Polsce. Byłem pierwszym i jedynym pisarzem żydowskim, który odbył taką podróż, ale nie podróżowałem jako Żyd. Mój brytyjski paszport, który miałem wówczas w kieszeni, pozwolił mi udawać angielskiego dziennikarza.
W warunkach powojennej Polski, kiedy rząd jest komunistyczny, a naród wciąż odurzony nienawiścią do Żydów i zajęty rabowaniem żydowskiej własności, ten kamuflaż sprawił, że otworzyły się dla mnie serca setek Polaków ze wszystkich warstw społecznych – chłopów, mieszczan, inteligencji, artystów. Gdy tylko wzbudziłem ich zaufanie – a pod tym względem szczęście mi dopisywało – otwierali przed mną serca jak ludzie, którzy chcą się uwolnić od grzechu, a ja zobaczyłem żydowską tragedię także z ich strony, jak odbija się w sumieniach tych, którzy mają swój udział w zagładzie polskich Żydów.- Źródło: rozdz. Przez ruiny i zgliszcza, s. 35.
- Kiedy wsiadłem do łodzi i odbiłem od brzegu, miałem wrażenie, że płynę po łzach, nie po Wiśle. Tak smętnie obmywały fale suchy piasek pustej plaży.
- Myślałem, że po tym, jak pierwszy raz zobaczyłem zgładzone żydowskie miasteczko, nic już mną nie wstrząśnie. Bo ile razy może człowiekowi zastygnąć krew w żyłach? Ale kiedy przyjeżdżałem do kolejnego opustoszałego i zdewastowanego miasteczka, miałem to samo poczucie – że kończy się świat i że nie mam już siły patrzeć na tę wstrząsającą, tę bezbrzeżną pustkę po dawnym żydowskim świecie. A jednak za każdym razem budziła się we mnie elektryzująca ciekawość: może tylko tutaj, w Hrubieszowie i Lubartowie, jest tak pusto? Może w innych miastach Zagłada nie była całkowita? Czy to możliwe, by wycięto w pień, zgładzono gminę po gminie tak dokładnie, że nic nie zostało?
Może ktoś się uratował?- Źródło: rozdz. Hrubieszów, Lubartów, Tyszowce, Krasnystaw, s. 134–135.
- Zobacz też: pustka
- Odjeżdżając z Kutna, daleko na horyzoncie widziałem kościół katolicki, który przez pokolenia konkurował z wysokim dachem synagogi. Krzyż pod niebem wydał mi się ostrzem noża wbitego na zimno w serce żydowskiego życia.
- Po ciężkich stratach można przez długie lata żyć ułudą, wierzyć, że rzeczywistość jest fikcją, a to, co się utraciło, żyje.
- Podróż do Białegostoku nie jest rzeczą łatwą. To raczej wyprawa, ekspedycja, do której należy się przygotować, jakby jechało się na biegun północny, a może jeszcze dalej.
- Źródło: rozdz. W drodze do Białegostoku, s. 241.
- Zobacz też: biegun
- Przetrwała jedna jedyna synagoga – besmedresz Szmuela Mohylewera – teraz urządzono tam polityczny klub. Spod dachu płaczą żydowskie litery. Spoglądają dziś na zupełnie obcy świat, na pusty świat, w którym każda żydowska litera jest sierotą po wielu tysiącach istnień.
- Przez sześć miesięcy jeździłem po dawnych żydowskich miastach i miasteczkach w Polsce. Przejechałem kraj wzdłuż i wszerz. Odwiedziłem co najmniej sto miejsc, gdzie kiedyż wrzało żydowskie życie, gdzie Żydzi tworzyli materialne i duchowe dobra. Dotarłem do najniższych kręgów piekła żydowskiej zagłady, do miejsc, gdzie żydowska noga jeszcze nie stanęła po latach tragicznego koszmaru. (…)
Podczas mojej podróży postawiłem sobie dwa cele: zgłębić otchłań żydowskiej zagłady, jeśli zgłębienie jej jest w ogóle możliwe; zdemaskować winnych, niezależnie od tego, do którego narodu należą, a na koniec dać obraz tego, co zostało z ośmiuset lat żydowskiej obecności na polskiej ziemi.- Źródło: rozdz. Korespondent „Forwerts” opowiada o tym, jak został aresztowany przy wyjeździe z Polski, s. 493, 495.
- Słyszałem kiedyś w Zarębach, jak chłopak z Czyżewa tłumaczył w dyskusji, co znaczy teza, antyteza i synteza. Wyjaśnił to tak: teza to chłopak, antyteza to dziewczyna, a synteza to posag.
- Stojąc teraz na pustym chełmskim rynku, przypomniałem sobie, co mi kiedyś powiedział pewien młody człowiek z Chełma.
Kiedy skończył piętnaście lat, spakował do koszyka kilka książek, parę sztuk bielizny i powiedział, że wyjeżdża w świat. Wtedy zawołał go dziadek, zamożny człowiek, i powiedział: „Czy słyszałeś, żeby się śmiano z Nowego Jorku, z Londynu? Świat, który nie śmieszy, jest trudnym światem. A jak będziesz w wielkim świecie, zobaczysz, że tam czerpią z nas, grzeją się przy naszym ogniu, bo bez Chełma jest bardzo zimno, będziesz za nami tęsknił…”.
I miał rację ten dziadek z Chełma.
Dopiero kiedy straciliśmy ten serdeczny śmiech, dostrzegliśmy okrucieństwo świata i wielkość Chełma.
- Ta książka wyszła w dniach, kiedy przedstawiciele rządu Izraela, Agencji Żydowskiej i innych żydowskich instytucji zasiedli przy jednym stole z przedstawicielami rządu niemieckiego, by negocjować odszkodowania za sześć milionów naszych zamordowanych ojców i matek, sióstr i braci, za unicestwienie naszych dzieci i naszych starców – za popiół z ciała naszego narodu.
- Źródło: s. 34.
- Komentarz: oryginał jidyszowy książki ukazał się w 1952 roku w Tel Awiwie.
- Tak jak trudno jest pierwszy raz przyjść na grób rodziców, tak trudno przyjechać do swojego własnego zgładzonego miasteczka, tam gdzie pierwszy raz zobaczyłeś piękno pól, tam gdzie ojciec pierwszy raz prowadził cię do chederu, gdzie pierwszy raz oglądałeś świat.
- Źródło: rozdz. Sokołów, s. 219.
- Zażarte spory tylko wzmacniały żydowską kulturę, rozkwitała coraz bujniej. Co powstał nowy związek, to zakładano w mieście nową bibliotekę. Zwalczały się jakieś partie – powstawały nowe szkoły.
Międzyrzeccy Żydzi wiedzieli, że jedność panuje tylko na cmentarzu, cicho jest tylko nad grobami. Wielkie wartości tworzą się w duchowym pojedynku, w starciu twórczych sił.
- Żaden sen nie jest tak straszny, jak straszna może okazać się rzeczywistość.
- Źródło: rozdz. Łódź, s. 139.
- Zobacz też: rzeczywistość, sen
- Żaden z cmentarzy, które do tej pory widziałem, nie został zniszczony przez niemieckich pogan, wszystkie przez pobożnych chrześcijan, których cała wiara opiera się na uświęceniu grobu, z którego nazareński Żyd Joszua powstał z martwych jako Bóg. W domach tych pobożnych katolików zobaczycie ściany obwieszone wizerunkami Żydówki Miriam i jej syna, których groby, gdyby umarli w Lubartowie, tamtejsi mieszczanie rozgrzebaliby, żeby powyrywać złote zęby, a z macew zrobić osełki do ostrzenia siekier i noży.
- Źródło: rozdz. Hrubieszów, Lubartów, Tyszowce, Krasnystaw, s. 133.
- Zobacz też: chrześcijaństwo, Jezus Chrystus, Maria z Nazaretu, pogaństwo